poniedziałek, 29 maja 2017

Epilog

   Całe Curse Town było pochłonięte w żałobie. Ci, którzy zostali, nie widzieli przyszłości. Claire chodziła całymi dniami smutna. Nic dziwnego... Alice była przecież jej siostrą. Noah nie był w stanie jej pocieszyć. Kiedy zakwitły kwiaty, przyniósł je jej, ale i to nie wywołało uśmiechu na jej twarzy.
    Ezra także nie mógł znaleźć sobie miejsca. Umierał wewnątrz. Żadna z dziewczęcych twarzy nie wydawała mu się tak piękna i rozkoszna jak twarz Alice. Żadna z dziewcząt nie była też idealną kompanką do rozmów. Każda znała jego historię i ceniła go, a przecież to nie było to, czego pragnął Ezra. Chciał Alice, która wymykała mu się przez palce. Chciał dotyku jej gładkiej i aksamitnej skóry. Chciał być odpychany i przyciągany ze zdwojoną siłą. Niczego innego. Nic dziwnego, że nie mógł znaleźć sobie miejsca. To miasto dla niego umarło w momencie, w którym ona umarła.
   Aż w końcu... pewnego pięknego dnia do sali tronowej wleciał motyl. Nie był to zwykły zwyczajny motyl. Jego skrzydła miały barwę błękitną z srebrnoszarymi wzorkami. Unosił się nad tronem królowej, a niedługo potem przysiadł na jej ramieniu. Gwar w sali ucichł. Coś pojawiło się w jej nieskazitelnych i pięknych oczach. Zatrzymała oddech. Wszyscy wpatrywali się w nią z przejęciem. Noah nie mógł uwierzyć w to, co dostrzegł w swej ukochanej. Zauważył szczęście. I ulgę. Nie widział tego w jej uśmiechu, który zaczął delikatnie rysować się na jej twarzy. Nie widział tego też w oczach Claire, chociaż z nich podobno szczęście emanowało. Lecz widział to w odcieniu jej skóry. Twarz rozjaśniła się, jakby zniszczyła całą tę maskę smutku.
***
- Wasza wysokość - powiedział wysokim głosem jakiś szlachcic - mogę prosić do tańca? - podał dłoń, a Claire ją ujęła, wędrując po parkiecie.
Noah usiadł wygodniej i przyglądał się jej białej sukience.
- Gratulacje - rzucił radośnie Ezra. On nigdy się nie otrząsnął, a ślub jego najlepszego przyjaciela z siostrą jego ukochanej... mu nie służył.
- Ezra - mruknął Noah i odwrócił wzrok od swojej żony. - Nie mów, że przyszedłeś sam. Jest tyle pięknych dziewcząt, któraś z nich na pewno...
- Nie - przerwał mu.
Zmieniono muzykę na bardziej skoczną, a młode dziewczęta, które zostały zaproszone na uroczystość zachichotały.
- Co "nie"? - Noah Happins zmarszczył czoło, dalej patrząc na przyjaciela.
- Podjąłem ważną decyzję. - Nic nie mówił przez chwilę, wsłuchując się w radosny chichot. - Postanowiłem oddać się w ręce zakonu.
- Zakonu? - Happins poruszył się niespokojnie na krześle.
- Życie bez Alice, nie jest życiem, którego oczekuję. Zakon to dla mnie odpowiednie miejsce. - Powiedział, a potem westchnął głośno.
  Wesele trwało do białego rana. Claire bawiła się znakomicie. Noah posmutniał trochę, a kiedy impreza się skończyła, postanowił znaleźć swojego najlepszego przyjaciela. Na próżno. Ezra wyjechał.
   Co więcej mogę powiedzieć? Ta historia dobiegła końca. Curse Town niedługo potem zmieniło swoją nazwę. Claire i Noah przeżyli długie i niesamowite życie. Ezra żył ciapkę dłużej, ale z dala od przyjaciół. Nie zmuszajcie mnie mówić więcej, bo to chyba już inna historia...
_______________________________

Przepraszam, że epilog jest tak późno. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się podobał. Dziękuję za cały ten czas <3