poniedziałek, 29 maja 2017

Epilog

   Całe Curse Town było pochłonięte w żałobie. Ci, którzy zostali, nie widzieli przyszłości. Claire chodziła całymi dniami smutna. Nic dziwnego... Alice była przecież jej siostrą. Noah nie był w stanie jej pocieszyć. Kiedy zakwitły kwiaty, przyniósł je jej, ale i to nie wywołało uśmiechu na jej twarzy.
    Ezra także nie mógł znaleźć sobie miejsca. Umierał wewnątrz. Żadna z dziewczęcych twarzy nie wydawała mu się tak piękna i rozkoszna jak twarz Alice. Żadna z dziewcząt nie była też idealną kompanką do rozmów. Każda znała jego historię i ceniła go, a przecież to nie było to, czego pragnął Ezra. Chciał Alice, która wymykała mu się przez palce. Chciał dotyku jej gładkiej i aksamitnej skóry. Chciał być odpychany i przyciągany ze zdwojoną siłą. Niczego innego. Nic dziwnego, że nie mógł znaleźć sobie miejsca. To miasto dla niego umarło w momencie, w którym ona umarła.
   Aż w końcu... pewnego pięknego dnia do sali tronowej wleciał motyl. Nie był to zwykły zwyczajny motyl. Jego skrzydła miały barwę błękitną z srebrnoszarymi wzorkami. Unosił się nad tronem królowej, a niedługo potem przysiadł na jej ramieniu. Gwar w sali ucichł. Coś pojawiło się w jej nieskazitelnych i pięknych oczach. Zatrzymała oddech. Wszyscy wpatrywali się w nią z przejęciem. Noah nie mógł uwierzyć w to, co dostrzegł w swej ukochanej. Zauważył szczęście. I ulgę. Nie widział tego w jej uśmiechu, który zaczął delikatnie rysować się na jej twarzy. Nie widział tego też w oczach Claire, chociaż z nich podobno szczęście emanowało. Lecz widział to w odcieniu jej skóry. Twarz rozjaśniła się, jakby zniszczyła całą tę maskę smutku.
***
- Wasza wysokość - powiedział wysokim głosem jakiś szlachcic - mogę prosić do tańca? - podał dłoń, a Claire ją ujęła, wędrując po parkiecie.
Noah usiadł wygodniej i przyglądał się jej białej sukience.
- Gratulacje - rzucił radośnie Ezra. On nigdy się nie otrząsnął, a ślub jego najlepszego przyjaciela z siostrą jego ukochanej... mu nie służył.
- Ezra - mruknął Noah i odwrócił wzrok od swojej żony. - Nie mów, że przyszedłeś sam. Jest tyle pięknych dziewcząt, któraś z nich na pewno...
- Nie - przerwał mu.
Zmieniono muzykę na bardziej skoczną, a młode dziewczęta, które zostały zaproszone na uroczystość zachichotały.
- Co "nie"? - Noah Happins zmarszczył czoło, dalej patrząc na przyjaciela.
- Podjąłem ważną decyzję. - Nic nie mówił przez chwilę, wsłuchując się w radosny chichot. - Postanowiłem oddać się w ręce zakonu.
- Zakonu? - Happins poruszył się niespokojnie na krześle.
- Życie bez Alice, nie jest życiem, którego oczekuję. Zakon to dla mnie odpowiednie miejsce. - Powiedział, a potem westchnął głośno.
  Wesele trwało do białego rana. Claire bawiła się znakomicie. Noah posmutniał trochę, a kiedy impreza się skończyła, postanowił znaleźć swojego najlepszego przyjaciela. Na próżno. Ezra wyjechał.
   Co więcej mogę powiedzieć? Ta historia dobiegła końca. Curse Town niedługo potem zmieniło swoją nazwę. Claire i Noah przeżyli długie i niesamowite życie. Ezra żył ciapkę dłużej, ale z dala od przyjaciół. Nie zmuszajcie mnie mówić więcej, bo to chyba już inna historia...
_______________________________

Przepraszam, że epilog jest tak późno. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się podobał. Dziękuję za cały ten czas <3

wtorek, 22 listopada 2016

Rozdział 19

W drzwiach stanął ojciec Noah, Camden Munro. Automatycznie Claire się cofnęła. A on popatrzył na nią smutno. W jego oczach definitywnie ujrzała współczucie.
- Claire... - przełknął gulę w gardle i kontynuował. - Tak bardzo mi przykro...
- Mów co się stało. Bez owijania w bawełnę - wydusiła z siebie królowa. Cała się trzęsła, bo myślała o najgorszym.
Usiadła na łóżko i mocno zacisnęła palce na pościeli i przymknęła oczy czekając na druzgocącą prawdę.
- Przeżyła większa część armii i ludności. Wszystkie wampiry zostały zgładzone... - mówił omijając temat szerokim łukiem. I Claire doskonale wiedziała, że Camden to robi. Tylko łatwiej jej było słuchać raportu niż czegoś co zniszczy jej życie. - Audrey... jest w lochu. Pod ścisłym nadzorem. Ale... jednak pozostaje najgorsza rzecz do powiedzenia. Alice... zginęła podczas szału złości Audrey - ostatnie zdanie wypowiedział szybko.
Jej serce pękło. Przez chwilę siedziała patrząc pustymi oczami na ścianę. W jej umyśle kotłowała się setka myśli i uczuć. Po kilku sekundach siedzenia zerwała się i wybiegła. Wbiegła do sali tronowej. Ledwie zauważyła, że nikogo tam nie było. Podeszła do jednego z gobelinów i go zerwała. Potem następny i następny aż wszystkie leżały na posadce w sali tronowej. Następnie krzyknęła. Przeraźliwie głośno. Jej pełen rozpaczy krzyk niósł się po zamkowych korytarzach. Claire wyczerpana odpadła na podłogę i zaniosła się szlochem.
Nikt nie odważył się wejść tego dnia do sali tronowej, ponieważ nikt nie chciał patrzeć na zrozpaczoną królową.
Po kilku godzinach Claire zasnęła na chłodnej posadzce. Nie wiedziała, w którym momencie odpłynęła. Jednak sen przyniósł jej odrobinę ukojenia.
Następnego dnia obudziła się we własnym łóżku. Nie wiedziała kto ją zaniósł, ale mało ją to obchodziło. Ubrała się, uczesała i wyszła z sypialni. Wodziła pustym spojrzeniem po ścianach korytarzy, którymi zmierzała do lochów. Słychać było jedynie stukot jej obcasów o podłogę. Przed wejściem do lochów stało kilkoro dobrze uzbrojonych strażników. Kiedy tylko zobaczyli królową ustąpili jej przejścia.
Korytarze lochów były zrobione z szarego kamienia, który oplatało jakieś zielsko. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach wilgoci i stęchlizny. Claire szybko dotarła do najgłębszego lochu, który był obstawiony dodatkowymi strażnikami.
- Wasza Wysokość - odezwał się głównodowodzący warty.
- Chcę tam wejść - powiedziała królowa.
- Wiedźma jest bardzo niebezpieczna - zaczął niepewnie strażnik.
Claire zaczynała już denerwować ta niepewność w ludzkich głosach.
- Kwestionujesz mój rozkaz? Powiedziałam, że chcę tam wejść. Więc mnie wpuście - ton jej głosu był władczy, nieznoszący sprzeciwu.
Strażnicy bez wahania wpuścili ją do celi.
Audrey była przypięta do ściany łańcuchami. Wieloma łańcuchami. Jej rude włosy były w strąkach, ledwo było widać spod brudu ich barwę. Skórę także miała ubrudzoną, a pod oczami miała worki. Gdy tylko Audrey zobaczyła Claire, uśmiechnęła się złośliwie. A królowa z niemałą przyjemnością uderzyła ją w policzek.
- Tylko na tyle cię stać? - zaśmiała się. - A no tak... jesteś przecież królową. Taką delikatną. Oraz ci nie wypada. Ale przecież możesz się raz wyżyć. No dawaj! Pokaż jaka jesteś wściekła! Przecież zabiłam ci siostrę. Zraniłam twoje biedne serduszko! Dawaj! Uderz mnie jeszcze raz!
Claire stała i tylko na nią patrzyła. Nie czuła wszechogarniającego gniewu. Jedynie ból.
- Nie będę cię bić. Nawet nie zasługujesz bym cię dotknęła jeszcze raz. Za to zasługujesz na stos. Spłoniesz. Tuż po pogrzebie Alice - i wyszła z lochu.
W jednym z korytarzy, którym zmierzała do sali tronowej napotkała Ezrę. Szedł z naprzeciwka. Był przygnębiony i nawet jej nie zauważył. Ale ona go zobaczyła.
- Ezra... - stanęła i spojrzała na niego.
On także stanął i zerknął na nią. W jego oczach było widać ból.
- Wybacz - skłonił się i chciał dalej iść, lecz Claire złapała go za ramię.
- Nie o to mi chodzi... - mruknęła. - Jak się czujesz? - spytała z troską.
- Pewnie nie lepiej niż ty - odparł. - Jakby co Noah leży u medyka - i odszedł.
Wzmianka o Noah poruszyła coś w sercu królowej. Więc zamiast kierować się sali tronowej poszła do medyka. Miała nadzieję, że chociaż Noah trzyma się lepiej niż ona czy Ezra.
Stanęła przed drzwiami i zapukała w nie. Ułamek sekundy później słychać było kroki, a następnie skrzypienie otwieranych drzwi.
- Wasza Wysokość - skłonił się głowę medyk.
- Mogę wejść? - spytała królowa.
- Oczywiście - przesunął się i wpuścił Claire do środka.
Weszła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na łóżkach leżeli ranni, ale Claire wypatrywała tylko Noah. Kiedy go zobaczyła cicho do niego podeszła. Spał, oddychał miarowo, ale na twarzy miał wymalowane zmęczenie. Królowa cicho przysiadła na brzegu łóżka i delikatnie odgarnęła dawno nieprzycinane włosy Łowcy z czoła. Ten poruszył się i otworzył oczy. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Każde z nich było smutne.
- Przepraszam - odezwał się po jakiejś chwili Noah. - To wszystko moja wina - spuścił wzrok.
Królowa dotknęła palcami jego policzka i zmusiła go by na nią spojrzał.
- To nie jest twoja wina, Noah. Tylko jej. Nie musisz się tym już martwić - chciała wstać, ale powstrzymał ją.
- Twoje zmartwienia są moimi póki cię kocham - powiedział poważnie.
Claire uśmiechnęła się słabo. Nachyliła się i krótko pocałowała Łowcę. Potem wyszła z sali medyka i zajęła się przygotowaniami do pogrzebu i egzekucji.
Przez następne kilka dni chodziła smutna po zamku i załatwiała sprawy związane z pogrzebem Alice. Wstawała wcześnie rano i kładła się późno. Przez prawie cały czas wyglądała jak zombie.
Było już grubo po północy kiedy weszła do swojej sypialni i opadła na fotel.
- Najwyraźniej jestem niewidzialny - szepnął jej ktoś na ucho.
Obróciła głowę i uśmiechnęła się słabo.
- Noah. Przepraszam, Zmęczona jestem.
- Wybaczam - nachylił się i ją pocałował. - Rozumiem.
Claire wstała z fotela i podeszła do chłopaka. Przytuliła się do niego i westchnęła ciężko. Oczy same się jej zamykały. Noah to zauważył i wziął ją na ręce. Położył ją na łóżku. Królowa sięgnęła do pleców i rozwiązała gorset. Dziś nie miała siły na przebieranie się.
- Zostaniesz ze mną? - spytała cicho.
- Oczywiście - Łowca położył się obok niej i przytulił ją. - Zawsze z tobą zostanę - szepnął.
Zasnęli wtuleni w siebie. Oboje zmęczeni byli ostatnimi wydarzeniami.
W ciągu kolejnych kilku dni odbył się pogrzeb. Cały zamek był na czarno wystrojony. Claire z kamienną twarzą, bo nie miała już siły płakać. Po pogrzebie zaszyła się w swoich komnatach i nie wychodziła z nich aż do następnego dnia, czyli egzekucji Audrey.
Wokół podestu, na którym stał stos zebrał się spory tłum ludzi. Każdy czekał na śmierć czarownicy, która zbyt wiele im odebrała. Po odczytaniu oskarżenia stos wraz z Audrey został podpalony.  Królowa patrzyła na płonącą kobietę bez emocji. Już jej to nie obchodziło.Pragnęła jedynie spokoju i stałości. Nic więcej.


_____________________________
Z mojej strony to ostatni rozdział. Mam nadzieję, że się podobał. Zapraszam do skomentowania. Teraz musicie czekać na epilog od współautorki opowiadania ;)

sobota, 22 października 2016

Rozdział 18

- Zgłupiałaś! - Wrzasnęła Alice.
- A ty podsłuchiwałaś! - Powiedziała Claire, patrząc rozgniewanym wzrokiem na siostrę. - Stanę do boju. I nikt - w oczach królowej pojawił się jakiś niekontrolowany błysk - mi tego nie zabroni!
- W takim razie - księżniczka dumnie wypięła pierś - ja też.
- Ty? Co?
- Nie będę patrzeć jak wszyscy, którzy mi zostali, giną!
- Wszyscy? - Claire Ramsay uniosła brew.
- Ezra mi się oświadczył, a przez tą durną wojnę... on może - jej oczy zrobiły się wielkie, po chwili napełniły się łzami. - Jeżeli on zginie... już nigdy - odwróciła głowę, a potem ponownie spojrzała na swoją siostrę. - Nigdy nie pokocham.
***
   Tamta noc zaczęła się inaczej niż którakolwiek z poprzednich. Ludzie królowej zebrali się pod pałacem. Wszyscy mieli na sobie srebrne kolczugi. Wszyscy mieli miecze i po pięć ampułek z krwią nieboszczyka. Wszyscy - nawet Claire i Alice.
   Claire Ramsay wbiła spojrzenie w noc. I wtedy dostrzegła drugą armię. Wielu ludzi, których twarze przecież tak dobrze znała. Tam po prawej stał piekarz, który dawał jej rogaliki w dzieciństwie, a obok niego - krawcowa, tam dalej - miejscowy lekarz, gdzieś w oddali - zegarmistrz... ci ludzie! Ona ich znała. I nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że ci ludzie zmarli kilka miesięcy wcześniej.
- W imię Boga - powiedziała głośno i odważnie - proszę was - i wtedy dostrzegła jeszcze dwie żywe postacie. Rude pukle opadające na zieloną suknię, która podkreślała blade policzki - Audrey Bloylock. Dziewucha splotła dłoń z dłonią wysokiego blondyna - jedynego człowieka w srebrnej zbroi. Tym człowiekiem był Noah Happins - dawny kochanek królowej. Och! On wcale nie był kochankiem. On był miłością jej nudnego królewskiego życia. Miłością, która złamała jej serce - wycofajcie wojska. Nie potrzebujemy wojny. Znajdźcie inne miasteczko, które możecie zniszczyć.
- Chyba kpisz - wykrzyczała rudowłosa. Spojrzała na Łowcę, a potem pstryknęła palcami. Chwilę potem jakiś wampir zaatakował Claire. Wtedy Alice ścięła mu głowę.
- Nikt nie zabierze mi siostry - mruknęła. I tak rozpoczęła się walka.
   Ludzie i wampiry. Wampiry i ludzie. Jak to mogło się mieszać? Jak oni wszyscy mogli postradać zmysły? Przecież byli sobie bliscy... tak bliscy. Kiedyś darzyli się miłością. Teraz darzyli się nienawiścią, którą ciężko było komukolwiek opisać.
- Proszę, proszę - westchnął ojciec Happinsa, pojawiając się nie wiadomo skąd.
Wojna ustała.
Noah wpatrywał się w zarumienione policzki Claire. Przez chwilę poczuł, że coś w jego sercu pyknęło. Zgubne marzenie królowej - on ciągle kochał Audrey.
- I cóż ja mam poradzić? - Zachichotał szyderczo. - Myślicie, że rozwiążę spór?
Claire Ramsay wyprostowała się. Spojrzała wściekle na mężczyznę.
- Jesteś jedynym - przełknęła ślinę - który jest w stanie to zatrzymać. I jedynym - nieświadomie budowała napięcie - który może doprowadzić do straszliwego rozlewu krwi... do śmierci tak wielu niewinnych istot. - Dała chwilę, żeby przemyślał. Potem syknęła: - podobno się zmieniłeś!
- Masz rację. Nie tknę tych - serca wszystkich, nawet wampirów, biły. Biły szybko. Były nie do zatrzymania. Nagle wszystko zależało od jednego człowieka - którzy są przyjaciółmi mojego syna. Ostatnio cierpiał przez to dotkliwie.
I w tym momencie Noah Happins zerwał się. To było tak niespodziewane. Wpadł na Ezrę. Przewalił go na ziemię. Szamotali się. Blondyn wyciągnął już broń - ostry nóż. Już miał go zabić, kiedy usłyszał słodki głos.
- Nie tkniesz go.
- Dlaczego?!
- Bo nie. On jest twoim jedynym przyjacielem. Nie jest w stanie w ciebie zwątpić. Wierzy w ciebie... nawet teraz. - Królowa brzmiała tak szczerze. Nikt nie byłby w stanie, posądzać ją teraz o kłamstwo.
Blondyn nie podniósł głowy.
- Kim jesteś? - Zapytał. Ale jak to... nie pamiętał jej? Zaklęcie Audrey przestało działać. Pamięć wróciła. Serce zaczęło bić normalnie. Zszedł z przyjaciela. Wstał, a potem pomógł wstać Ezrze. - Jak ja mogłem... przepraszam. - Rozpłakał się, jednak otarł szybko łzy. Stary Noah Happins ciągle w nim tkwił. - Claire - powiedział po chwili.
- Tak?
- Jesteś miłością mojego życia. Jak ja mogłem... przestać... cię kochać...
Wszystko mogłoby być jak w bajce. Mogło. Jednak Bloylock wrzasnęła:
- Dość! Wampiry - stwory skierowały się w stronę pary - zabijcie ich!
***
   Rano Claire obudziła się w swoim łóżku. Nikt nie przybył, żeby pomóc jej się ubrać i uczesać. Coś było nie tak. Okryła się kołdrą i zmierzyła w stronę drzwi. Nie pamiętała dokładnie, co się stało zeszłej nocy. Nie wszystko. Już dotykała klamki, kiedy drzwi same ustąpiły. Przed jej oczami ukazała się postać.

środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 17

W tej chwili nic nie miało dla niej znaczenia. Już nigdy nic nie będzie mieć takiego samego znaczenia jak wcześniej.
Królowa niemalże wparowała do zamku i udała się do sali tronowej. Tam gdzie nikogo nie było w tej chwili, gdyż stypa odbywała się w sali balowej. Usiadła na tronie i spojrzała na jednego z dwóch strażników pilnujących wejścia.
- Samuelu, przyprowadź do mnie głównodowodzącego naszego wojska - Claire zwróciła się do zaufanego strażnika.
On skłonił się i wyszedł. Jego królowa nie musiała długo czekać. Raptem kilka minut później stał przed nią Craig Stirling. Mimo iż mógł dziedziczyć tron poprzez pokrewieństwo krwi był najlepszym kandydatem na dowódcę.
- Wasza Królewska Wysokość - ukłonił się nisko. - Chciałaś mnie widzieć.
- Czy nasz wojska są gotowe do wojny? - postanowiła darować sobie uprzejmości. Teraz nie było na to czasu.
- W każdej chwili możemy zacząć atakować - odparł Stirling.
- Doskonale. Bądźcie zwarci i gotowi przed czwartkiem.
- Pani, dlaczego przed czwartkiem? - mężczyzna był z lekka zdziwiony rozkazem swojej królowej.
- Mam pewne podejrzenia, że wampiry zaatakują nas w czwartek. Wolę byśmy byli gotowi w każdym momencie.
- Oczywiście - skłonił się i wyszedł z sali tronowej.
Claire westchnęła ciężko. Nie miała już siły na płacz ani na przyjmowanie kondolencji. Nikt nie musiał jej więcej przypominać, że utraciła brata. Choć był bękartem, to zawsze miał miejsce na królewskim dworze. Nawet jak matka Alice i Claire się temu sprzeciwiała.
- Samuelu? - odezwała się Ramsay po półgodzinnej ciszy.
- Pani? - od razu spojrzał na nią.
- Znajdź dla mnie najlepszego szpiega w mieście. Jak go odnajdziesz przyprowadź go tu niezwłocznie.
- Jak sobie życzysz - i ponownie tego dnia strażnik wyszedł z sali tronowej.
Kilka minut później w sali pojawiła się Alice. W jej oczach było widać troskę. Szczególnie wtedy, gdy spoglądała na starszą siostrę.
- Nic nie jadłaś cały dzień - zagadnęła księżniczka.
- Nie jestem głodna - odparła automatycznie Claire, spoglądając przez wielkie okno.
Alice podeszła do niej. Położyła dłoń na ramieniu siostry i lekko je ścisnęła.
- Wyglądasz marnie od kilku dni. Praktycznie nie sypiasz, mało jesz i ciągle pracujesz. Powinnaś porządnie odpocząć.
- Nic mi nie jest - królowa zmarszczyła czoło. - Odpocznę po wojnie.
- Ale...
- Alice, zrozum. Przed wojną władcy nie mają czasu na wypoczynek. Więc uszanuj moją decyzję i daj sobie spokój.
Księżniczka obraziła się i szybkim krokiem wyszła. Claire się nawet za nią nie obejrzała. Nie miała teraz głowy do humorów siostry.
Następnego dnia Claire siedziała w swoim gabinecie i przeglądała stosy dokumentów państwowych. Nie była zmęczona, choć praktycznie nie spała całą noc.
Przed obiadem usłyszała pukanie do drzwi.
- Wejść - krzyknęła, nie odrywając oczu od pergaminu.
Do pomieszczenia wszedł Samuel wraz z mężczyzną, który był ubrany w ciemną odzież. Strażnik się skłonił i przedstawił.
- To jest Roy Campbell - nieznajomy skłonił się przed królową. - Tak jak pani prosiła.
- Dziękuję, możesz odejść.
Strażnik ukłonił się i zniknął za drzwiami.
- Mam dla ciebie zadanie - powiedziała Claire do Roya.
- Zamieniam się w słuch - odparł mężczyzna.
- Masz odnaleźć zabójcę mojego brata, Sebastiana Lyon.
- Potrzebuję listę ludzi, którzy tego dnia przebywali w pobliżu pani brata.
- Dostaniesz ją do godziny. Teraz wyjdź. Jeśli masz ochotę to w kuchni ktoś przygotuje dla ciebie posiłek.
Roy Campbell także opuścił gabinet.
Claire ponownie spojrzała na biurko zawalone papierami. Nie miała już siły na państwowe sprawy. W tamtej chwili poczuła prawdziwe zmęczenie. Westchnęła ciężko i potarła skroń.
- Alice ma rację. Jestem wykończona - szepnęła sama do siebie.
Kilka chwil później wyszła z swojego gabinetu i udała się w stronę królewskich stajni. Głównemu stajennemu kazała osiodłać jej wierzchowca. Prędko wykonał rozkaz, więc królowa mogła wyruszyć na przejażdżkę. Kiedy znalazła się w lesie w pobliżu pałacu mogła się odprężyć. Całą sobą próbowała wchłonąć spokój panujący w leśnej gęstwinie. Właśnie tam jedynie mogła być zwyczajną dziewczyną. Być tylko i wyłącznie sobą.
Momentalnie Claire przypomniała sobie jak ojciec zabierał ją bez wiedzy matki i całego dworu do lasu na polowanie. Wówczas nauczyła się strzelać z łuku i kuszy oraz polować. Ramsay zamrugała i poczuła jak po policzkach ściekają jej łzy. Wiedziała doskonale dlaczego. Doskonale pamiętała jak kilka miesięcy po tym polowaniu jej ojciec zginął podczas wojny. Zginął za pokój, który zresztą nie utrzymał się zbyt długo.

- Tato? - spytała mała Claire, która była jeszcze wówczas księżniczką.
- Słucham cię mój aniołku - król przykucną przed swoją córeczką.
- Dlaczego musisz teraz jechać? Nie możesz zostać? Pojechalibyśmy znowu do lasu - ostatnie zdanie szepnęła ojcu na ucho.
- Wierz mi, wolałbym po tysiąckroć być z tobą niż tam. Ale obiecuję, że jak wrócę będzie pokój panować w całym kraju.
- Ale dlaczego trwa wojna? Dlaczego pokój nie może trwać cały czas?
- Bo, skarbie, pokój jest kruchy. I istnieją ludzie, którzy wiedzą jak go doszczętnie rozkruszyć. Mam szczerą nadzieję, że nigdy ci się to nie przydarzy - pocałował Claire w czoło i wstał z klęczek.

- Pokój jest kruchy - szepnęła królowa w głuchą ciszę. - Nie masz pojęcia tato jak bardzo miałeś rację. - Nigdy nie będzie panować całkowity spokój. To niemożliwe - przełknęła łzy i wytarła twarz. Cały czas powtarzała "wdech, wydech, wdech,wydech". I to mogło jej opanować kolejny potok łez.
"Już dość łez" pomyślała i zawróciła konia w stronę pałacu.
Ten dzień postanowiła sobie odpuścić. Kiedy tylko wróciła od razu skierowała się w stronę swoich komnat. Jednak nie było jej dane tam dotrzeć w spokoju, gdyż "napadła" na nią Alice. A któż by inny?
- Więc jednak idziesz odpocząć? - spytała.
- Postanowiłam posłuchać twojej rady - Claire uśmiechnęła się do siostry.
- To nie przeszkadzam ci. Słodkich snów - i odeszła w stronę swoich komnat.
Trzy godziny później królowa spała. Nie miała żadnych snów, ale podświadomość coś jej podpowiedziała. Claire gwałtownie usiadła na łóżku.
- Jestem królową - powiedziała pewnie. - I razem z moimi żołnierzami wyruszę na wojnę. Jak każdy władca w mojej dynastii.
Nie czekając ani chwili dłużej wyszła spod kołdry i ubrała się. Rozkazała zwołać zebranie Rady Królewskiej. Musiała oznajmić swoją decyzję.
- Panowie - weszła do sali obrad. - Dziękuję, że się wstawiliście o tak później porze. Podjęłam pewną decyzję, której nie zamierzam zmienić. A mianowicie, stanę do boju jak każdy monarcha z mojego rodu - na twarzach zebranych ujrzała szok.

sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 16

    Szare niebo. Mgła. Curse Town. Mgła. Smutni ludzie. Mgła. Duchota. Mgła. Curse Town. Mgła. Curse Town tonęło we mgle. Dzwony kościelne wybiły dziesiątą rano. Godzina pogrzebu. Ludzie w czarnych strojach zmierzali do świątyni, by móc dołączyć do opłakującej królewskiej rodziny.
    Claire w swojej czarnej koronkowej sukni, która sięgała podłogi, trzymała za dłoń swoją siostrę. Alice spięła swoje brązowe włosy w wysokiego koka. Jej czarna suknia zasłaniała obojczyki i sięgała kolan.Usta miała wymalowane na czerwono. W świetle świec jej wargi wydawały się być muśnięte krwią.
    Ciało Basha leżało w mahoniowej trumnie. Co chwila ktoś podchodził do trupa, a łzy podchodzących osób skapywały na jego ostatnie ubranie - czarny garnitur pachnący nowością i płynem, dzięki któremu nie było czuć smrodu rozkładającego się ciała.
    Do kościoła weszła rudowłosa piękność. Miała na sobie obcisłą czarną muślinową suknię do połowy łydek. Delikatny makijaż, dzikie spojrzenie i buty na wysokim obcasie sprawiły, że wszyscy zebrani przestali przejmować się denatem i ceremonią, lecz Audrey Bloylock, która na widok zwróconych w swoją stronę twarzy, uśmiechnęła się zadowolona.
- Misiaczku! - Po kościele rozległo się wołanie wysokiego blondyna, którym, rzecz jasna, był Noah Happins. Bloylock odwróciła się, a Łowca podbiegł do niej i wziął ją pod rękę. Swoimi ślepiami wypatrzył dwa wolne miejsca w czwartej ławce po prawej stronie, które po chwili zajęli.
    Claire nie przyglądała się temu zajściu. Po prostu zwęziła wargi, a jej oczęta uroniły jeszcze kilka łez. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nie mogła uwierzyć, że dała się nabrać. Nie mogła uwierzyć, że tak nagle zmienił zdanie. Nie mogła uwierzyć, że jej brat, któremu zawsze mogła się zwierzyć i zawsze mogła ufać, leżał teraz martwy.
    Nagle do zgromadzonych dołączyła postać ubrana na czarno. Twarz ponura, lecz przyzwyczajona do takich okoliczności, nie przypatrywała się ludziom. Wiedziała, co zastanie - zapłakani, zasmuceni, zmartwieni... wszyscy, którzy żałowali zmarłego, zebrali się w świątyni, by go pożegnać. Klecha zajął swoje miejsce. Mruknął coś do siebie, następnie rozpoczął mszę, a gdy zaczął przemowę, brzmiała ona następująco:
- Był niezwykłym człowiekiem. Kochającym bratem - jego spojrzenie ugrzęzło pomiędzy siostrami Ramsay. - Był doskonałym przyjacielem. Był człowiekiem, którego wszyscy kochali. Przecież to właśnie się dzieje - wyrwało mu się nagle - jesteście tutaj. Udowadniacie, że coś dla was znaczył. - Wziął wdech ustami. - Nie zapomnicie go. Nigdy. Bo nie będziecie w stanie go zapomnieć. Był drogą. Był oparciem. Był wszystkim, czego potrzebowaliście. Ktokolwiek go zatruł - Audrey spuściła głowę, udając załamanie - pożałuje tego. Bóg go ukarze - wrzasnął donośnie. - On nie zasłużył na śmierć. Był za dobrym człowiekiem, żeby... - i wtedy spojrzał na królową, której twarz wydawała się być przezroczysta od słów mówiącego. - Może pani... - zagryzł wargę, a po chwili jego miejsce zajęła Claire Ramsay.
- Był moim bratem - wzruszyła ramionami, jak gdyby nic się nie stało. - To może zabrzmieć banalnie, ale - urwała. Noah uporczywie wpatrywał się w nią. Poczuła, że staje się bezsilna. Jednak to uczucie sprawiało, że królowa z małego bezbronnego kotka robiła się niebezpieczną pumą, która była w stanie zaatakować każdego - kochałam go. Przychodząc do niego - powiedziała głośniej i odważniej - zawsze mogłam mu się zwierzyć. - Rozejrzała się po zgromadzonych. Teraz zauważyła, że nikt prócz Łowcy nie spoglądał na nią. To dodało jej jeszcze większej pewności siebie. Dumnie uniosła głowę. - Pomagał mi we wszystkim. Czułam się bezpiecznie... nawet kiedy mój niedoszły narzeczony - i ponownie urwała. Przecież to Happins chciał ją ochronić przed Thomasem, nie Sebastian - chciał mnie zranić, miałam w nim oparcie. To zawsze on sprawiał, że byłam odważna. Bez niego... byłabym - cichutki płacz rozległ się po pomieszczeniu. Płacz ten zdawał się być tak inny od wszelkich płaczów, które Claire usłyszała w swoim życiu, że zwrócił jej uwagę. Był to szloch Audrey. Królowa zeszła z mównicy. Przemierzyła kościół i podeszła do rudowłosej. Po chwili kobiety wpadły sobie w ramiona. Cała złość Ramsay, że rudowłosa zabrała jej ukochanego nagle odeszła. W takich momentach - złość zawsze odchodzi.
***
   Po pogrzebie Claire postanowiła samotnie przechadzać się po dziedzińcu. Mrugała, przypominając sobie wszystko, co tu zaszło. Przypominała sobie siebie, która w wieku ośmiu lat beztrosko biegała, licząc, że guwernantki nie złapią jej i nie przymuszą do nauczania. Pamiętała swoje pierwsze sekretne pocałunki z Thomasem Lowlandsem. Pamiętała swoje opłakiwanie ojca. Pamiętała wszystko. Zresztą... retrospekcje - tylko tyle na co mogła się teraz zdobyć. Nie była w stanie już płakać.
Wtedy, zupełnie niespodziewanie, podszedł do niej przygarbiony starszy mężczyzna z siwym tupecikiem.
- Pani - ona uśmiechnęła się, ale jej oczy ciągle lśniły smutkiem. - Znalazłem coś.
- Co?
- W mojej księdze - nadworny medyk machał dłońmi - znalazłem opis trucizny, której użyto. - Odkaszlnął, a potem wyjaśnił - stara magiczna receptura.
Królowa wzruszyła ramionami. Starzec jednak chwycił ją za przedramię, co sprawiło, że poczuła jak niesamowite zimno wdziera się pod jej skórę. Zabrała rękę.
- Zaraz pod opisem znalazłem napis po łacinie - postanowił przez chwilę pomilczeć. - Wojna. W przyszły czwartek. Dokładnie o północy... wampiry szykują wojnę. Kazali się przygotować.
Claire poczuła jak serce jej przyspiesza.
- Znalazłem coś jeszcze - mruknął, a potem z kieszeni wyciągnął skrawek papieru.
Mała. Walka nie ma sensu. Lepiej ściągnij koronę. Albo nie... stworzenia nocy pokażą Ci, jak się wygrywa.
Karteczka spadła na ziemię.
- Pozwoliłem sobie przeczytać. Pani... czy to znaczy, że...
- Nie! To nic nie znaczy - rzuciła, i odeszła szybkim krokiem.

środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział 15

Minęło kilka dni. Wampiry już bez skrupułów i ukrywania się panoszyły się po mieście. Wojsko zostało wyposażone w specjalną broń, która miała zabić te stwory raz na zawsze.
- Nie można zabić wampirów za pomocą drewnianego kołka jak to podają mity. Musicie odrąbać im głowy - instruował żołnierzy Noah. - A żeby osłabić wampira potrzebujecie krwi nieboszczyka. Każdy z was dostanie kilkanaście strzykawek z takową krwią. Jedna strzykawka spokojnie wam wystarczy na trzy wampiry.
Dodatkowo każdy żołnierz został wyposażony w bardzo ostrą maczetę.
- Tak myślę, że wygramy - uśmiechnął się Noah do Claire.
Z balkonu oglądali trening wojska.
- Mam taką nadzieję - odpowiedziała ponuro królowa.
- Nadal się martwisz o Alice? - zapytał Happins. - Słuchaj - złapał ją za dłonie i pocałował je. - Jest księżniczką. Bardzo silną emocjonalnie. Poradzi sobie z traumą. Nie zawracaj sobie tym zbytnio głowy.
- Dziękuję - szepnęła i pocałowała go w policzek.
- Claire - podszedł do nich Sebastian. - Mamy gościa - zerknął na Łowcę. - Przybył do nas król Wallace Happins. Chce cię natychmiast widzieć.
- Mało mnie obchodzi co chce. Jest w moim kraju. Poczeka - Sebastian ukłonił się i wrócił do zamku.
- Co tu robi mój ojciec? - Noah zacisnął pięści i zwęził wargi. Widać było, że się zdenerwował.
- Pójdę się z nim zobaczyć - powiedziała królowa. - Jak chcesz to tu poczekaj - musnęła jego dłoń. Mężczyzna od razu się rozluźnił.
- Nie daj mu się.
Parsknęła na jego słowa.
- Nie boję się go - puściła mu oczko i weszła do zamku.
Claire udała się prosto do głównego holu. Zazwyczaj tam oczekiwali goście nim ktoś nie zaprosi ich do środka. Takie zasady panowały na każdym kraju. Nawet tym najbardziej barbarzyńskim.
- Camden Munro, czym zawdzięczam twoją niespodziewaną wizytę? - królowa spytała dość miłym tonem.
- Darujmy sobie uprzejmości, Ramsay - zaczął oschle. - Porozmawiajmy na osobności.
- Oczywiście. Zapraszam do mojego gabinetu.
- Prowadź - wskazał ręką.
Przeszli przez salę tronową. Po przeciwnej stronie Claire ujrzała Audrey Bloylock. Ucieszyło ją to, bo miała dwie ważne wiadomości do przekazania Noah i Bashowi.
- Przepraszam na chwilkę - zwróciła się do Camdena. Nie czekając na jego pozwolenie podeszła do Bloylock. - Audrey? Mogę cię prosić o przysługę?
- Tak, oczywiście Wasza Wysokość - skłoniła się.
- Mogłabyś odnaleźć Noah i przekazać mu żeby czekał na mnie w mojej sypialni? Oraz znajdź Sebastiana i powiedz mu by natychmiast zjawił się w sali tronowej?
- Oczywiście - Audrey ponownie się skłoniła i wyszła z sali tronowej.
- Nadal mamy udawać przykładnych poddanych czy zaczniemy działać? - w drodze do Noah zaczepił ją Evan Stirling.
- Nie jesteśmy przykładnymi poddanymi - jej wargi wykrzywił złośliwy uśmiech. Z kieszeni sukni wyciągnęła dwa flakoniki, Jeden z przeźroczystym płynem, drugi z lekko czerwonym. Po drodze zahaczyli o kuchnię. Audrey zgarnęła dwa puchary i napełniła je winem. Wlała do nich zawartość flakoników. - Ten puchar zaniesiesz Bashowi - podała Evanowi wino z dolewką przeźroczystego płynu. - Ta mieszanka sprawi iż Sebastian Lyon nie będzie nam stał dłużej na przeszkodzie - puściła mu oczko.
- A to drugie wino? - spytał Evan.
- Jest dla Noah Happinsa. A raczej dla Noah Munro. Sprawi iż jego serce nie będzie już należeć do naszej kochanej królowej lecz do pierwszej kobiety, którą pocałuje po wypiciu tego eliksiru. A dzięki miłości Noah będę w stanie walczyć o tron, Dla nas - dotknęła policzka Evana. Po sekundzie pocałowała go. Bardzo namiętnie.
- Jesteś przerażająca i genialna - szepnął Stirling.
Po wyjściu z kuchni rozdzielili się. Audrey od razu wiedziała, gdzie szukać Happinsa.
- Noah? - podeszła do niego. - Królowa przekazuje ci byś nie czekał na nią daremnie. Jest bardzo zajęta - uśmiechnęła się lekko. - Proszę - podała mu kielich z winem. - Na rozgrzanie. Jesień w tym roku jest bardzo chłodna.
- Dziękuję - odparł Noah bez żadnych podejrzeń. Wziął od rudowłosej kielich i niemalże jednych haustem wypił całą jego zawartość.
Bloylock tylko na to czekała. Chwyciła za kołnierz koszuli Łowcy i go pocałowała. Oderwała się od niego po kilku sekundach.
Happins zamrugał kilka razy. Następnie spojrzał na stojącą przed nim kobietą z miłością.
- Gdzie ja miałem oczy? Jesteś taka piękna - przejechał kciukiem po wargach Audrey. - Wyjdź za mnie - uklęknął przed nią.
- Oczywiście, że wyjdę za ciebie - odpowiedziała mu.

W tym samym czasie Evan Stirling kierował się do stajni, gdyż tam przesiadywał Sebastian.
- Witaj, Bash - przywitał się wesoło Evan.
- Oh, cześć Evan - mruknął Lyon, który w tamtej chwili czesał swojego wierzchowca. - Co tutaj robisz?
- Claire kazała mi sprawdzić co z tobą. Oraz przynieść ci wino na rozgrzanie - wyciągnął w jego stronę puchar.
Bash był bardziej podejrzliwy od Noah. Z lekkim wahaniem wziął od Stirlinga kielich. Upił raptem jeden łyk, gdy poczuł, że jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Następne były ręce. Upuścił kielich na ziemię. Cała jego zawartość rozlała się po ziemi.
- Coś ty zrobił? - zapytał ledwie słyszalnie.
- Nic takiego - odpowiedział mu Evan.
Z satysfakcją patrzył ja Bash powoli kona.
"Audrey wybrała idealną truciznę" - pomyślał z szyderczym uśmiechem.
Kilkanaście minut później Lyon był martwy, a Evan opuścił stajnię. Był na tyle nierozsądny, że nie zabrał ze sobą "narzędzia zbrodni".


- Więc... - zaczął Camden Munro. - Ty i mój syn jesteście zaręczeni. Wiedz iż pochwalam taki obrót sprawy. Nie wyobrażam sobie by ktokolwiek z królewskiej rodziny mógł poślubić kogoś z niższym stanem.
- Cieszę się iż akceptujesz nasz związek. Jednak podejrzewam iż nie tylko po to tu przybyłeś.
- Masz rację, Claire. Chciałbym wspomóc was moim wojskiem. Są doświadczeni w walkach przeciw nadnaturalnym stworom. Przydadzą ci się.
- To bardzo hojne z twojej strony, Camdenie - uśmiechnęła się szczerze. Jednak nadal przyglądała mu się podejrzliwie, Doskonale pamiętała to co powiedział jej Noah..
- Twoje spojrzenie mówi samo za siebie - odezwał się znienacka Camden. - Wiem jaki byłem dla mojego syna. Nie zaprzeczę iż go krzywdziłem wiele razy. Ale się zmieniłem. Po jego odejściu wziąłem się w garść. Zaprowadziłem porządek w moim kraju, poznałem wspaniałą kobietę i ją poślubiłem. I urodziła mi córkę. Naprawdę się zmieniłem.
- Nie mów tego mi. Powiedz to Noah - królowa nie co złagodniała,
Nagle do gabinetu wpadła zapłakana Alice.
- Bash.... On... W stajni... - szlochała. Po jej policzkach płynęły strumienie łez.
Claire od razu zrozumiała. Biegiem ruszyła na zewnątrz. Nawet nie ubrała płaszcza.
W stajni stanęła jak wryta. Patrzyła na nieruchomego Sebastiana. Sekundę później z jej oczu zaczęły skapywać łzy. Powoli podeszła do brata i uklęknęła przy nim. Niechcący dotknęła plamy po winie i pobrudziła swoją suknię.
- Ktokolwiek to zrobił, zapłaci za to - szepnęła w stronę martwego Basha.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Obok nogi brata ujrzała kielich. Sięgnęła po niego. Na dnie było jeszcze trochę wina.
- Carig - zwróciła się w stronę starszego Stirlinga. - Możesz zająć się ciałem mego brata?
- Oczywiście.
Królowa weszła do zamku. Od razu poszła w stronę pomieszczenia, gdzie zwykle przebywał nadworny medyk i mistrz eliksirów zarazem.
- Pani, moje kondolencje - powiedział starzec, gdy zobaczył w swoich drzwiach królową.
- Dziękuję. Mógłbyś sprawdzić ten napój? - podała mu ostrożnie puchar.
- Oczywiście. Do następnego tygodnia dowiem się wszystkiego.


niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział 14



- Za co to! – W błękitnych oczach Happinsa pojawiło się zdziwienie, które jeszcze bardziej rozwścieczyło królową.
- Wiesz – zagadnęła nieśmiało i wystarczająco cicho, żeby jego serce się uspokoiło. Dotknęła jego przedramienia w uwodzicielski sposób, a on zagryzł wargę. – Nie lubię się powtarzać – krzyknęła, a on podskoczył.
- Kompletnie cię nie rozumiem. Zachowujesz się jak…
- Jak gdyby mnie ktoś oszukał? – Uniosła brew.
     Blondyn spuścił głowę. Zaczęło do niego docierać. Wiedział, że przed tym wszystkim nie może uciekać. Wiedział, że pewnego dnia ktoś dowie się, kim tak naprawdę jest Noah Happins. Wiedział, że będzie musiał wyznać, co spowodowało nagłą ucieczkę od samego siebie.
- Czyli wiesz, że jestem następcą tronu.
- Nie dało się nie zauważyć – prychnęła ozięble. – Czemu mi nie powiedziałeś? Myślałam, że mnie kochasz, że jesteś wobec mnie szczery… ja zawsze wobec ciebie taka byłam. – Przełknęła ślinę, a potem półgłosem powiedziała: - zawsze.
- A myślisz, że łatwo mi było. Ojciec po śmierci matki stał się oziębły. Zmieniał kraj nie do poznania. Chciał zmienić… mnie. Pękłem, kiedy skazał na śmierć mojego najlepszego przyjaciela – w tych pięknych błękitnych oczach pojawiło się coś, co miało zapoczątkować łzy. - Postanowiłem uciec. Miałem wtedy czternaście lat. Trafiłem gdzieś, sam już nawet nie pamiętam – błądził w otchłani wspomnień – i nagle zobaczyłem świat z innej strony. – Westchnął, powstrzymując łzy. Po chwili dodał: - tej mrocznej strony. Wampiry, wilkołaki, przebrzydłe wiedźmy… zacząłem polować na te wszystkie popieprzone stwory. I w końcu – uśmiechnął się do siebie – spotkałem Ezrę. Ezra powiedział, że chce być taki jak ja. Zawsze był przy mnie. Stał się moim najlepszym przyjacielem, a ja… - pokiwał głową. Nie patrzył w oczy Claire. Nie śmiał. Był za bardzo rozczarowany i zawstydzony swoją przeszłością, żeby patrzeć w piękne ślepia ukochanej. – Nie mogłem pozwolić mu odejść. Mój ojciec jest w stanie zabić każdą osobę, na której mi zależy. On… oszalał! – Stwierdził przerażonym głosem.
Brunetka zagryzła wargę.
Przytuliła się do niego.
- Ludzie chcą wybrać mi męża. Jeżeli będziesz starać się teraz o moją rękę…
- Będę musiał wrócić do ojca.
- Nie! A poza tym tu nic nam nie grozi… - zacisnęła wargi. Przypomniała sobie treść wiadomości, ale nie mogła rezygnować z Noah. Noah był jedynym mężczyzną, na którego zasługiwała. Noah był jej ukochanym. Wiedziała, że nie może go zostawić, z powodu jednego durnego liściku – no może poza… - nie musiała kończyć. Wiedziała, że wie. Widziała to w jego błękitnych oczach.
- Och, Claire! – Westchnął, a jego serce przepełnione miłością przyspieszyło swój rytm – wiesz, że najchętniej wziąłbym cię daleko stąd.
- Weźmiesz! – Przerwała, widząc, że jemu naprawdę zależy. – Ale kiedy to wszystko się skończy. Kiedy wampiry opuszczą Curse Town, kiedy Alice i Ezra wrócą…
Chwycił ją za dłoń.
- Weźmiemy ich ze sobą. Są w sobie zakochani – oblizał górną wargę – jak my. Mogą udawać, że nic do siebie nie czują, ale my doskonale znamy prawdę.
Claire zachichotała, a potem z jej oczu spłynęły łzy. Była za bardzo rozhisteryzowana, żeby to rozgryźć. Nie. Nie była pewna, co dokładnie czuje.
***
    Postać w kapturze weszła do celi Alice. Księżniczka na początku nie potrafiła dostrzec, kto kryje się pod kapuzą, lecz po chwili dostrzegła rude pukle – Audrey Bloylock.
    Audrey ściągnęła kaptur. Powieki były wymalowane ładnym odcieniem fioletu. Mroczne czerwone usta układały się w uśmiech. Resztę pięknej twarzy zakrywał puder, wręcz niewidoczny dla męskich oczu, jednak dla oczu doświadczonej księżniczki Alice Ramsay był on oczywisty.
- Gdzie jest Ezra! – To nie było pytanie. Księżniczka zwęziła wściekle wargi. – Gdzie on jest! – Powtórzyła.
Rudowłosa zachichotała.
- Myślisz, że to wszystko takie oczywiste. Ależ nie. – Uśmiechnęła się w słodki sposób. – Mamy dla waszej dwójki inne plany…
- Jakie plany?
Usta Bloylock zadrgały. Alice była pewna, że kobieta zaraz bezczelnie się rozśmieje. Jednak nie. Audrey zachowywała powagę – nawet w tamtym momencie.
- Jeszcze tej nocy wrócisz do komnaty Ezry. Powiesz, że cię porwano – w jej oczach pojawił się jakiś niekontrolowany błysk – że… nie mieli zamiaru zrobić ci krzywdy. Chcieli tylko postraszyć i… - zbliżyła się i szepnęła jej na ucho. – Rozumiesz? – Na sekundę wstrzymała oddech, a potem kontynuowała swój monolog: - więc - i ponownie się schyliła, szepcząc na ucho plany księżniczce - Ale ani słowa o naszej dwójce - podsumowała.
- Bo co?
Audrey uśmiechnęła się.
- Nie domyślasz się - zagadnęła kpiącym tonem głosu.
***
   Było już późno i ciemno. Claire i Noah ciągle siedzieli w sypialni Happinsa. Częściowo... byli już załamani. Ale z drugiej strony - miłość, którą się darzyli, była tak silna, że nic nie mogło ich teraz złamać.
Nagle do sypialni wkroczyły dwie postacie.
Alice i Ezra.
- Boże! - Powiedziała królowa, rzucając się swojej siostrze w objęcia.
- Nie! - Księżniczka wyrwała się z uścisku. - Wojna!
- Co? - Noah był w szoku.
- Wojna z wampirami - wydyszał ciemnowłosy.