środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 17

W tej chwili nic nie miało dla niej znaczenia. Już nigdy nic nie będzie mieć takiego samego znaczenia jak wcześniej.
Królowa niemalże wparowała do zamku i udała się do sali tronowej. Tam gdzie nikogo nie było w tej chwili, gdyż stypa odbywała się w sali balowej. Usiadła na tronie i spojrzała na jednego z dwóch strażników pilnujących wejścia.
- Samuelu, przyprowadź do mnie głównodowodzącego naszego wojska - Claire zwróciła się do zaufanego strażnika.
On skłonił się i wyszedł. Jego królowa nie musiała długo czekać. Raptem kilka minut później stał przed nią Craig Stirling. Mimo iż mógł dziedziczyć tron poprzez pokrewieństwo krwi był najlepszym kandydatem na dowódcę.
- Wasza Królewska Wysokość - ukłonił się nisko. - Chciałaś mnie widzieć.
- Czy nasz wojska są gotowe do wojny? - postanowiła darować sobie uprzejmości. Teraz nie było na to czasu.
- W każdej chwili możemy zacząć atakować - odparł Stirling.
- Doskonale. Bądźcie zwarci i gotowi przed czwartkiem.
- Pani, dlaczego przed czwartkiem? - mężczyzna był z lekka zdziwiony rozkazem swojej królowej.
- Mam pewne podejrzenia, że wampiry zaatakują nas w czwartek. Wolę byśmy byli gotowi w każdym momencie.
- Oczywiście - skłonił się i wyszedł z sali tronowej.
Claire westchnęła ciężko. Nie miała już siły na płacz ani na przyjmowanie kondolencji. Nikt nie musiał jej więcej przypominać, że utraciła brata. Choć był bękartem, to zawsze miał miejsce na królewskim dworze. Nawet jak matka Alice i Claire się temu sprzeciwiała.
- Samuelu? - odezwała się Ramsay po półgodzinnej ciszy.
- Pani? - od razu spojrzał na nią.
- Znajdź dla mnie najlepszego szpiega w mieście. Jak go odnajdziesz przyprowadź go tu niezwłocznie.
- Jak sobie życzysz - i ponownie tego dnia strażnik wyszedł z sali tronowej.
Kilka minut później w sali pojawiła się Alice. W jej oczach było widać troskę. Szczególnie wtedy, gdy spoglądała na starszą siostrę.
- Nic nie jadłaś cały dzień - zagadnęła księżniczka.
- Nie jestem głodna - odparła automatycznie Claire, spoglądając przez wielkie okno.
Alice podeszła do niej. Położyła dłoń na ramieniu siostry i lekko je ścisnęła.
- Wyglądasz marnie od kilku dni. Praktycznie nie sypiasz, mało jesz i ciągle pracujesz. Powinnaś porządnie odpocząć.
- Nic mi nie jest - królowa zmarszczyła czoło. - Odpocznę po wojnie.
- Ale...
- Alice, zrozum. Przed wojną władcy nie mają czasu na wypoczynek. Więc uszanuj moją decyzję i daj sobie spokój.
Księżniczka obraziła się i szybkim krokiem wyszła. Claire się nawet za nią nie obejrzała. Nie miała teraz głowy do humorów siostry.
Następnego dnia Claire siedziała w swoim gabinecie i przeglądała stosy dokumentów państwowych. Nie była zmęczona, choć praktycznie nie spała całą noc.
Przed obiadem usłyszała pukanie do drzwi.
- Wejść - krzyknęła, nie odrywając oczu od pergaminu.
Do pomieszczenia wszedł Samuel wraz z mężczyzną, który był ubrany w ciemną odzież. Strażnik się skłonił i przedstawił.
- To jest Roy Campbell - nieznajomy skłonił się przed królową. - Tak jak pani prosiła.
- Dziękuję, możesz odejść.
Strażnik ukłonił się i zniknął za drzwiami.
- Mam dla ciebie zadanie - powiedziała Claire do Roya.
- Zamieniam się w słuch - odparł mężczyzna.
- Masz odnaleźć zabójcę mojego brata, Sebastiana Lyon.
- Potrzebuję listę ludzi, którzy tego dnia przebywali w pobliżu pani brata.
- Dostaniesz ją do godziny. Teraz wyjdź. Jeśli masz ochotę to w kuchni ktoś przygotuje dla ciebie posiłek.
Roy Campbell także opuścił gabinet.
Claire ponownie spojrzała na biurko zawalone papierami. Nie miała już siły na państwowe sprawy. W tamtej chwili poczuła prawdziwe zmęczenie. Westchnęła ciężko i potarła skroń.
- Alice ma rację. Jestem wykończona - szepnęła sama do siebie.
Kilka chwil później wyszła z swojego gabinetu i udała się w stronę królewskich stajni. Głównemu stajennemu kazała osiodłać jej wierzchowca. Prędko wykonał rozkaz, więc królowa mogła wyruszyć na przejażdżkę. Kiedy znalazła się w lesie w pobliżu pałacu mogła się odprężyć. Całą sobą próbowała wchłonąć spokój panujący w leśnej gęstwinie. Właśnie tam jedynie mogła być zwyczajną dziewczyną. Być tylko i wyłącznie sobą.
Momentalnie Claire przypomniała sobie jak ojciec zabierał ją bez wiedzy matki i całego dworu do lasu na polowanie. Wówczas nauczyła się strzelać z łuku i kuszy oraz polować. Ramsay zamrugała i poczuła jak po policzkach ściekają jej łzy. Wiedziała doskonale dlaczego. Doskonale pamiętała jak kilka miesięcy po tym polowaniu jej ojciec zginął podczas wojny. Zginął za pokój, który zresztą nie utrzymał się zbyt długo.

- Tato? - spytała mała Claire, która była jeszcze wówczas księżniczką.
- Słucham cię mój aniołku - król przykucną przed swoją córeczką.
- Dlaczego musisz teraz jechać? Nie możesz zostać? Pojechalibyśmy znowu do lasu - ostatnie zdanie szepnęła ojcu na ucho.
- Wierz mi, wolałbym po tysiąckroć być z tobą niż tam. Ale obiecuję, że jak wrócę będzie pokój panować w całym kraju.
- Ale dlaczego trwa wojna? Dlaczego pokój nie może trwać cały czas?
- Bo, skarbie, pokój jest kruchy. I istnieją ludzie, którzy wiedzą jak go doszczętnie rozkruszyć. Mam szczerą nadzieję, że nigdy ci się to nie przydarzy - pocałował Claire w czoło i wstał z klęczek.

- Pokój jest kruchy - szepnęła królowa w głuchą ciszę. - Nie masz pojęcia tato jak bardzo miałeś rację. - Nigdy nie będzie panować całkowity spokój. To niemożliwe - przełknęła łzy i wytarła twarz. Cały czas powtarzała "wdech, wydech, wdech,wydech". I to mogło jej opanować kolejny potok łez.
"Już dość łez" pomyślała i zawróciła konia w stronę pałacu.
Ten dzień postanowiła sobie odpuścić. Kiedy tylko wróciła od razu skierowała się w stronę swoich komnat. Jednak nie było jej dane tam dotrzeć w spokoju, gdyż "napadła" na nią Alice. A któż by inny?
- Więc jednak idziesz odpocząć? - spytała.
- Postanowiłam posłuchać twojej rady - Claire uśmiechnęła się do siostry.
- To nie przeszkadzam ci. Słodkich snów - i odeszła w stronę swoich komnat.
Trzy godziny później królowa spała. Nie miała żadnych snów, ale podświadomość coś jej podpowiedziała. Claire gwałtownie usiadła na łóżku.
- Jestem królową - powiedziała pewnie. - I razem z moimi żołnierzami wyruszę na wojnę. Jak każdy władca w mojej dynastii.
Nie czekając ani chwili dłużej wyszła spod kołdry i ubrała się. Rozkazała zwołać zebranie Rady Królewskiej. Musiała oznajmić swoją decyzję.
- Panowie - weszła do sali obrad. - Dziękuję, że się wstawiliście o tak później porze. Podjęłam pewną decyzję, której nie zamierzam zmienić. A mianowicie, stanę do boju jak każdy monarcha z mojego rodu - na twarzach zebranych ujrzała szok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentowanie nie boli ;)