czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział 1

Od kilku miesięcy było bardzo źle. Ludzie z niewiadomych przyczyn ginęli. Panował straszny głód. Rodzice bali się wypuszczać dzieci z domu. Nikt nie miał pojęcia co się dzieje. Nadworne czarownice mówiły, że to coś mrocznego o czym dawno nikt nic nie słyszał.
- Nie obchodzi mnie to! Macie znaleźć to coś i je zniszczyć! - krzyczała Claire Ramsay.
Claire Ramsay była królową jedną z dwóch córek Daniela Ramsay, który zginął kilka lat temu w bitwie o jedno z ważniejszych handlowo hrabstw. Mimo iż wygrali, to zginął król. I jego najstarsza córka musiała przejąć panowanie w pełnym niepokoi państwie. Większość konfliktów udało się opanować dyplomatycznie, ale jednak wybuchło kilka małych wojen. I każdą z nich wygrało wojsko królowej.
- Jak myślisz co to jest? - zapytała ją księżniczka Alice.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia co robić - odparła Claire.
- Ty nie wiesz co robić? Nie znałam cię od tej strony - prychnęła Alice. - Na pewno coś wymyślisz. Masz niesamowity dar strategiczny. Wygrasz tę niemożliwą bitwę.
- Tylko jak?
- W kilku królestwach mówi się o Łowcach, którzy potrafią wytropić każdego. Może ich wynajmiesz?
- Skoro tyle o tym wiesz, to znasz ceny jakie się płaci za ich pomoc - mruknęła Claire.
- Nie mów, że obchodzi cię jakakolwiek cena! Przecież zawsze chodziło ci o dobro poddanych! I tak mamy im z czego płacić. Należymy do rodziny królewskiej, mieszkamy w luksusowym zamku. Damy radę z ceną. Jak zawsze.
- Masz rację - królowa uśmiechnęła się lekko do siostry.
- Claire! - krzyknął Bash z drugiego końca korytarza.
Bash, a właściwie Sebastian jest przyrodnim bratem Alice i Claire, czyli bastardem. Jest od nich straszy, ale jako nieślubne dziecko, nawet króla, nie miał żadnych praw. Dostał tylko jakiś tytuł i małe hrabstwo w pobliżu zamku. Po śmierci króla Claire Ramsay mianowała go głównym dowódcą straży pałacowej.
- Co się stało, Sebastianie?
- Nowy atak. Tym razem zniknęło dziesięcioro dzieci. Ich rodzice domagają się spotkania z tobą.
- Dobrze. Spotkam się z nimi - powiedziała Claire.
- Co?! Oni cię zlinczują! - zaoponowała Alice.
- Bash, zwiększ liczbę straży w sali tronowej.
- Tak jest - bastard skłonił się lekko i odszedł.
- Jeśli jest aż tak źle, to wynajmę Łowców - powiedziała królowa i odeszła w stronę sali tronowej.
Alice tylko westchnęła sfrustrowana i ruszyła za swoją siostrą. Bądź co bądź powinny się nawzajem wspierać.

W sali tronowej zebrało się kilkunastu mieszczan. Strażnicy stali przy każdym wejściu do sali tronowej. Mieszczanie na początku burzyli się poco tylu strażników, ale Claire uciszyła ich mówiąc, że bez nich nie będzie rozmowy.
- I co zamierzasz zrobić z tymi porwaniami? - krzyknął jakiś facet.
- Pewnie nic! - dołączyła do dyskusji jakaś kobieta.
- Dlaczego nie porywają szlachciców?
- Twój ojciec dawno by się z tym uporał!
Ostatni krzyk przeważył szalę. Zazwyczaj opanowana królowa wydarła się:
- Cisza!
Nikt przez dłużą chwilę nie odważył się zabrać głosu.
- Przysięgam, że zrobię co w mojej mocy by odzyskać wasze dzieci - odezwała się Claire. - Albo chociażby odnajdę porywaczy i skażę ich na śmierć. Inaczej niech mnie piekło pochłonie.
Po jakimś czasie ludzie się rozeszli. Claire całe to zebranie wyczerpało i z ciężkim westchnieniem opadła na tron.
- Mówiłam, że zlinczują cię. Słownie - powiedziała Alice i  usiadła na tron królowej, gdyż Claire siedziała na tronie króla. Czyli tym bardziej okazałym.
- Wiem. Podjęłam ryzyko i udało mi się ich jakoś uspokoić. Tylko, że nadal mamy wielki problem.
- To co z tym zrobisz? - zapytała księżniczka Alice.
- Bash! - zawołała brata królowa.
- Słucham - brunet wszedł do sali.
- Wyślij posłów z listem ode mnie. Mają znaleźć Łowców.
- Oczywiście.
Kilka minut później Claire zabezpieczyła list rodowym stemplem i podała go zaufanemu posłańcowi.
- Masz to dostarczyć do rąk własnych przywódcy Łowców. I to jak najszybciej.
- Oczywiście Wasza Wysokość - skłonił się i wyszedł z zamku.
- Oby jak najszybciej sprowadzili tych Łowców - mruknęła Alice.
- Oby - powtórzyła głucho Claire.

Minęło kilka dni i posłowie nadal nie wrócili z wiadomością. Alice i Claire niepokoiły się brakiem wiadomości.
- Wszystko będzie dobrze - uspokajał je Bash.
- A jeśli oni zostali zamordowani? - histeryzowała Alice.
- Wasze Wysokości - krzyknął jakiś sługa i podbiegł do nich z listem.
- Tak? - powiedziała Claire.
- Posłańcy są dwa dni drogi stąd - skłonił się i odszedł.
- Całe szczęście - odetchnęła królowa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentowanie nie boli ;)