czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 12



    Ezra siedział w swoim pokoju. Wpatrywał się w okno, doskonale widział z niego sypialnię Alice. Księżniczka szczęśliwie tańczyła w świetle świec. Łowca uśmiechnął się. Tak bardzo jej pragnął. Tak bardzo ją kochał. Nie mógł sobie wyobrazić, że pewnego dnia będzie musiał ją zostawić.
Rozległo się pukanie, tak oszałamiające, że zielonooki przez chwilę się zląkł. Jednak po chwili otworzył drzwi.
- Audrey? – Uniósł zadziornie brew, a postać w błękitnej sukni z wymyślnymi wzorami weszła do środka.
- A myślałeś… - wyszczerzyła zębiska, siadając na łóżku – że kto! Czyżby księżniczka Alice miała tu przyjść?
- Nie bądź cyniczna – wysyczał wściekle i usiadł na parapecie. – Po co przyszłaś?
- Wiesz… Noah mnie nie…
- Noah?! Od kiedy jesteście na „ty”?
Zachichotała dziewczęco, ale Ezra obrzydził ten widok.
- Jak to od kiedy? Od zawsze – rozpuściła swoje rude pukle. – Jak już mówiłam, Noah mnie nie lubi. Pomyślałam, że dobrze byłoby się zająć się tobą.
- Mną?
     Wstała. Uniosła błękitną suknią, która teraz ledwie zakrywała kolana. Brunet nie mógł odwrócić wzroku od ślicznych nóg dziewczyny. Gdy materiał sukni ponownie zakrył kończyny, Łowca jakby się przebudził z głębokiego zamyślenia.
- Zawsze mnie lubiłeś – powiedziała łagodnie.
- Nie! – Pisnął wściekle. – Ty…
- Och! Ja?! Mam sobie iść, skoro wiem, że pragniesz mnie… bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety na ziemi.
- Kocham tylko Alice! – W końcu to powiedział. Czuł się z tym dużo lepiej.
- Alice – westchnęła. – Nie skradniesz ani jednego pocałunku z jej ust.
- To niby czemu?
Bloylock wbiła spojrzenie w okno, z którego doskonale było widać sypialnię księżniczki.
- Bo jej już nie ma… - mruknęła i skierowała się w stronę wyjścia. Nie spoglądała w stronę Ezry, tylko wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
    Zielonooki podszedł do okna. Wbił spojrzenie. Dostrzegł coś przerażającego. Czerwona maź zalewała szybę w pokoju księżniczki. Wytężył wzrok. Czerwona maź nie miała obojętnych kształtów, ewidentnie przypominała ludzkie dłonie. Jakby ktoś miał na dłoniach czerwoną maź, i przycisnął te dłonie do okna.
***
Zadowolona jesteś z siebie? Myślałaś, że Ezra upilnuje księżniczkę?! Trzeba było z nią przynajmniej Happinsa zostawić.
Taką wiadomość otrzymała Claire zaraz po codziennej porannej kąpieli. Nie zważając na to, że była w samym ręczniku, przeszła przez parapety do pokoju Łowcy.
- Co tu robisz? –zapytał, wpuszczając ją do środka.
- A jak myślisz?
Objął ją w talii, ale ona wściekle odepchnęła go od siebie.
- Ktoś porwał moją siostrę.
- Spokojnie! Ona jest z…
- Żartujesz sobie?! Ktoś ją porwał. Ja… ja mogłam go zostawić. On mógł żyć – łzy zaczęły wypływać z jej pięknych oczu. – Nie powinnam była…
Przytulił ją. Ustami delikatnie muskał jej nagie ramiona.
- Uspokój się – wyszeptał. – Znajdę tego kogoś, choćbym miał przypłacić za to życiem!
Odsunęła się. Wymierzyła mu policzek.
- Nie! Straciłam już jedną osobę, którą kocham. Nie stracę kolejnej. Nie mogłabym żyć spokojnie, gdyby…
Uniósł podbródek królowej. Zagryzł wargę.
- Czy właśnie powiedziałaś, że mnie kochasz?
Wtedy zrozumiała sens słów, które przed chwilą wypłynęły z jej ust. Spuściła wzrok.
- Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. – Powtarzała jak obłąkana. Noah to rozumiał. Za dużo myśli kłębiło się w królewskiej głowie. Na początku tajemnicze istoty opanowały miasto. Później on i Ezra się pojawili. Przed chwilą przecież jej kochanek okazał się podłym oszustem. Potem go zabiła. Następnie porwano jej siostrę. A teraz? Teraz wyznała miłość Łowcy, którego przecież niedawno poznała.
- Wystarczyło raz. Teraz mogę zrobić dla ciebie wszystko.
- Tylko… nie trać życia – głośno przełknęła ślinę. – Bądź na zawsze mój, a Bash znajdzie sposób, żebyśmy mogli się pobrać.
Zacisnął wargi.
- Co?! – Mruknęła. W oczach Happinsa dostrzegła coś, czego w żadnych innych oczach nie widziała. Coś pomiędzy fascynacją, współczuciem a rozbawieniem. Chyba tylko jeden Noah mógł to okazać. Tylko jeden Noah, bo tylko on był jej przeznaczony.
- Właśnie mi się oświadczyłaś. Pozwól, że zrobię to ja, kiedy wszystko już się uspokoi.
Rzuciła mu się w objęcia. Teraz wiedziała, że nie pozna już nigdy tak silnej miłości. Teraz wiedziała, że zawsze i na zawsze, cokolwiek miałoby się wydarzyć, będzie z nim szczęśliwa. Zawsze i na zawsze.
***
- To ty? – zapytała Alice.
    Jej ubranie było podarte. Z nosa płynęły strużki krwi. Włosy w zupełnym nieładzie, a oczy przepełnione głębią rozpaczy. Księżniczka była przywiązana sznurem do drewnianego krzesła.
- Nie jestem jedynym, który w tym uczestniczy…
- Ale… dlaczego? Thomas też miał z tym coś wspólnego?
Postać zachichotała.
- Thomas? Ten mięczak?! Czyś ty do diabła zwariowała? – Postać okrążyła Alice, następnie podeszła i uniosła jej podbródek. – Nasza grupa jest silna. Ale nie martw się… nie spadnie ci włos z głowy – postać wyszczerzyła zęby. – Najpierw muszę tu zwabić Ezrę. Jest tak bardzo w tobie zakochany, że nie widzi świat poza tobą.
- Ezra się domyśli!
- Ezra się nie domyśli! Nie zorientował się, że przywódczyni mydliła mu oczy, kiedy cię porywałem. Swoją drogą… koleś i tak wystarczająco mnie nienawidzi.
Alice zawyła. Wszystko działo się tak szybko. Ewidentnie za szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentowanie nie boli ;)