środa, 6 lipca 2016

Rozdział 8



    Claire w koszuli nocnej otwarła okno. Doskonale widziała sypialnię Noah, w której paliło się światło. Zagryzła wargę i chwyciła za list. Weszła na parapet. Skoczyła na ten po lewej stronie, potem skoczyła na następny… i następny, aż w końcu stała na parapecie Happinsa. Zapukała w szybę, a on podszedł do okna. Oniemiały uśmiechnął się i wpuścił ją do środka.
- Co tu robisz? – spytał, pomagając zejść jej na podłogę.
Wręczyła mu list. Spojrzała na niego zimno.
- Ktoś próbuje nas rozdzielić – powiedział, a ona usłyszała w jego głosie strach. – Nie pozwolę na to!
- Będziesz musiał. Nie tylko – wskazała na list – ten ktoś chce nas rozdzielić. Sebastian także chce.
- Może to on wysyła listy - wściekle wzruszył ramionami i odwrócił głowę, a ona swą delikatną dłonią dotknęła jego policzka, zmuszając go by na nią spojrzał.
- To nie on. Sebastian martwi się o mnie. Próbował ratować mój związek z Thomasem – królowa urwała, widząc na twarzy Łowcy jakiś niepokój. – Co?
- Thomas! Kto mógłby chcieć, żeby to się między nami skończyło…
- Thomas mnie kocha!
- Ależ nie! Udowodnię ci to!
Jej błyskotliwe spojrzenie przeszyło jego źrenice.
- Odpycham go od siebie… od kiedy cię zobaczyłam. Przestań być zazdrosnym dupkiem – uciszył ją pocałunkiem. Odepchnęła go od siebie. Uderzyła go w twarz. Chwycił za koniuszki jej palców.
- Mówiłaś, że możemy się całować… kiedy nie ma ludzi w pobliżu!
- Światła płoną. Nie chcę by ktokolwiek nas zobaczył, a poza tym…
- A poza tym – pewny siebie ton jego głosu sprawił, że na twarzy królowej namalował się uśmiech.
- Ostatnio jesteś zbyt apodyktyczny – zwęziła usta, mając nadzieję, że Happins sobie daruje. Ten jednak zachichotał i stwierdził:
- Nawet nie wiem, co to znaczy.
- Być może dlatego, że jesteś tylko głupim oszołomem – odłożyła list na jego łóżko i skierowała się w stronę drzwi – na którego – westchnęła, przewracając oczami – nie zasługuję! – Wyszła zamykając cichutko, jak na damę przystało, drzwi. Przeszła kilka kroków, po czym wpadła na postać w jasnozielonym płaszczu.
     Obydwie zatrzymały się. Claire na początku zaczęła się przyglądać. Jednak potem uznała, że i tak postaci nie poznaje, bo jest za bardzo zakryta pod materiałem płaszcza. W końcu uśmiechnęła się do siebie. Królowa mogła wszystko.
- Zdejmij kaptur! – Rozkazała gniewnie, a gdy postać zdjęła kaptur, Ramsay ujrzała twarz wokół której powiewały rude pukle. – Audrey Bloylock!
- Witaj pani – rudowłosa schyliła się znacznie. – Jest pani tak rozebrana… i była pani u Łowców, czy coś się stało?
- Ależ skąd – zaprzeczyła. – Zwyczajne sprawy związane ze zgonami. Nie ma się czym przejmować.
- Chyba jednak jest! To straszne, że ludzie giną w tak niewyjaśnionych okolicznościach – Audrey mówiła przerażonym tonem głosu.
- Dlaczego do nich idziesz? – Claire uniosła spojrzenie swych pięknych oczu w stronę dziewki.
- Pilna sprawa – machnęła ręką, jak gdyby zapomniała o wszystkim, co przed chwilą mówiła. – Nie musi królowa zawracać sobie tym głowy – zacisnęła wargi. Brunetka schyliła głowę, a potem każda poszła w swoją stronę.
     Audrey wylądowała pod drzwiami Łowców. Ściągnęła już płaszcz. Teraz miała na sobie żółtobiałą suknię z ogromnym dekoltem. Jej włosy opadały falami na skórę, której nie zakrywał materiał. Ale przecież włosy można było odsunąć. Tak, wyglądała prześlicznie i seksownie.
- Witaj – powiedział Ezra, otwierając jej drzwi.
- Witaj – powtórzyła Bloylock najciszej jak potrafiła. – Wpuścisz mnie do pokoju drugiego z Łowców?
- Nie jestem pewien, czy Noah… ma na to ochotę.
Audrey uśmiechnęła się w sposób, którym każdemu mężczyźnie mogłaby zawrócić w głowie.
- Znam sposób, żebyś mnie wpuścił – dotknęła jego klatki piersiowej. Słyszała, że jego serce przyspiesza, ale nie zamierzała nic z tym zrobić. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy działa w ten sposób na faceta. – Powiem wszystkim, że kochasz się w księżniczce… - szyderczy uśmiech niewyraźnie zarysował się na jej twarzy.
- Nie zrobisz tego – przerażenie wkradło się do jego serca.
- Oj, zrobię – powiedziała z zadowoleniem. – Chyba, że wpuścisz mnie do pokoju Happinsa!
- Jesteś…
- Piękna? Urocza? Inteligentna? Seksowna? - Jej dłonie nieustannie wodziły po jego klatce piersiowe. Gdyby Audrey chciała, mogłaby zmienić rytm bicia jego serca jednym dotknięciem swej zimnej dłoni. Ale nie chciała. Sam jej wygląd wprawiał przecież Łowcę w osłupienie. – To jak… wpuścisz mnie?
- Wejdź!
Rozejrzała się i weszła do środka. Skierowała się w stronę pokoju Noah.
- Skąd wiesz, że tam śpi? – Zapytał najciszej jak potrafił, kiedy dłoń rudowłosej zawisła na klamce.
- Być może to przeczucie… a być może – kąciki jej warg uniosły się – mam go już od dawna na oku. – Otwarła drzwi. Blondyn był półnagi i siedział na łóżku, masując swoje ramiona. – Dobry wieczór – powiedziała nieśmiało, a on odwrócił się i obdarzył ją ciepłym uśmiechem.
- Dobry wieczór. Czy nie sądzisz, że jest zbyt późno na odwiedziny?
- Nie?! Nigdy nie jest za późno, żeby cię odwiedzić – podeszła do łóżka i dostrzegła list. Papier wylądował w jej dłoniach. Przeczytała i zaśmiała się. – Lubisz sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby dziewczyny biły się o ciebie. – Zobaczyła w jego oczach rozgniewanie. Rzuciła kartkę na podłogę. -  Czy może już się o ciebie biją?
Happins westchnął.
- Chociaż – dotknęła jego obojczyka. – Z takim ciałem… mogłyby się o ciebie zabijać!
- Proszę, wyjdź!
- Czemu jesteś w stosunku do mnie taki oschły? – Zacmokała, a jej dłoń zaczęła dotykać jego silnego ramienia. – Nic złego przecież ci nie zrobiłam – mruknęła, patrząc jak jej dłoń ugrzęzła na wewnętrznej części łokcia Łowcy. – Razem tworzylibyśmy zgraną parę, nie sądzisz? – Zatrzepotała rzęsami.
- Nie sądzę! Bo ja…
- Tak, tak… chętnie posłucham – usiadła na łóżku i zaczęła się mu przypatrywać.
- Kocham kogoś innego… to nigdy nie będziesz ty!
- Zawsze ona? – Uniosła brew. – Więc gdzie teraz jest? Skrywa się, bo się ciebie boi? Jest tam… daleko? Czy może właśnie zasypia w królewskiej komnacie?
Zacisnął wargi. Nie chciał zdradzić sekretu.
- Zawsze ona. Gdziekolwiek jest…
- Właśnie do tego zmierzam. Gdziekolwiek jest… nie ma jej przy tobie. A tu powinna być, więc skoro jej przy tobie nie ma – chwyciła za jego koniuszki palców. Spojrzał na nią. Uśmiechnął się w miły sposób.
- Ty naprawdę jesteś wyjątkowa – szepnął, klękając przed nią.
- I ogromnie w tobie zakochana.
- Dlatego musisz stąd wyjść. Teraz. Natychmiast.
- Szkoda – rzuciła, pacnęła go w nos. Będąc już przy drzwiach, posłała mu buziaka. Następnie wyszła, a on zaczął się dalej rozbierać.
***
    Claire obudziła się w swoim łóżku. Tej nocy zobaczyła prawdziwą twarz Łowcy, a tak przynajmniej jej się zdawało. Widziała jak obściskiwał się z Audrey Bloylock. Jak on mógł? Jaką miał czelność, żeby mówić, że udowodni, że Thomas nie darzy jej uczuciem. Teraz wiedziała – ktokolwiek wysyłał listy, chciał ją chronić.
   Pojawiła się w sali jadalnej. Miała na sobie śliczną niebieską suknię. Suknia nie posiadała zbyt dużego dekoltu, bo tak przecież na królową przystało. Stratę to jednak rekompensowały białe koronki wszyte w poszczególne miejsca sukni. Do tego królowa upięła włosy w wysoki kok. Efekt był oszałamiający – wszyscy spoglądali na nią z pożądaniem – mogłoby się zdawać, że nawet Bash patrzy na nią w ten sposób.
- Dzień dobry – przywitała się, a następnie zajęła miejsce między Lowlandsem a Happinsem. Zrobiła to specjalnie. Po zjedzonym śniadaniu, kiedy w sali jadalnej zostali tylko Noah, Thomas i Sebastian, chwyciła za dłoń Lowlandsa i wpatrując się uporczywie w swojego brata powiedziała – chcę przyśpieszyć termin naszego ślubu!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentowanie nie boli ;)